Raczej nie poruszam w swych wywodach tematów niezwiązanych z szeroko rozumianym bezpieczeństwem i wbrew pozorom będzie tak i tym razem.
Niestety początek roku to okres, kiedy niekoniecznie z własnej woli musimy wielokrotnie odwiedzić przypisaną nam placówkę pod szyldem Poczty Polskiej. Odbieramy rozliczenia roczne, różne wezwania do zapłaty, w tym podatków od gruntów, nieruchomości, itp.
Zacząłem od niestety, bo te wizyty zazwyczaj kończą się — delikatnie mówiąc — niesmakiem, stratą czasu i nerwów oraz kompletnym niezrozumieniem jak w obecnych czasach jakiś podmiot może w ten sposób funkcjonować. A pamiętać musimy, że Poczta Polska to narodowy operator jednej ze strategicznych, w większości zaniedbanych, gałęzi w funkcjonowaniu i zapewnianiu bezpieczeństwa państwa polskiego.
Tak, w podwójnym aspekcie, tj. infrastruktury oraz operatorów, jako państwo musimy być w pełni niezależni i posiadać pełną kontrolę nad transportem (drogowym, kolejowym, lotniczym i wodnym), łącznością i komunikacją, pocztą, przemysłem ciężkim, wydobywczym i zbrojeniowym. Niestety jeśli spojrzeć na te branże to od czasów III RP jest to najczęściej obraz nędzy i rozpaczy, często dzikiej i złodziejskiej prywatyzacji oraz dziwnych karier i majątków…
Wystarczy w jednym rzędzie zestawić kopalnie, huty, porty, stocznie, dworce autobusowe i kolejowe, kolej, śp. PKS i Telekomunikację Polską oraz właśnie Pocztę Polską, by zrozumieć do czego zmierzam…
Przechodząc do samej Poczty Poczty muszę asekuracyjnie zaznaczyć, iż poza paroma znaczącymi wyjątkami, nie mam żadnych, ale to żadnych pretensji do szeregowych pracowników, a nawet więcej, najczęściej jest mi ich żal. Żal mi ich za miejsce pracy i jej warunki, za płace, narzucane i poszerzane w nieskończoność obowiązki i zazwyczaj brak szacunku i zrozumienia, tak ze strony wyższych przełożonych, jak i często także klientów, bo obsługa to przecież pracownicy tzw. pierwszego kontaktu, na których wszystko się odbija.
Placówki pocztowe to obecnie często osiedlowe sklepiki, mające niestety charakter tych typowo wiejskich, występujących w zagęszczeniu typu jeden na wioskę, gdzie możemy kupić szeroki asortyment bardzo luźno powiązanych ze sobą towarów, ale w ograniczonym zakresie jakości i wyboru. I tak, na Poczcie Polskiej kupimy wodę mineralną i napoje energetyczne, cukierki, czekoladki i inne słodycze, misie, lalki, samochodziki i inne zabawki o wątpliwej jakości, portfele (a jakże), ołówki, gumki, długopisy i wkłady do nich, notatniki, gazetki, kiepskie poradniki i wyselekcjonowaną część prasy, książki, zapłacimy rachunki z niezłą prowizją a także założymy konto bankowe, lokatę lub pożyczkę na małoatrakcyjnych warunkach oraz wykupimy ubezpieczenie.
Ale zaraz, zaraz, przecież to narodowy operator pocztowy a nie było nic o przesyłkach. No właśnie, wychodzi na to, że świadczenie usług pocztowych staje się usługą dodatkową, wręcz niszową, tych wielobranżowych punktów handlowo-usługowych…
Kiedyś ów placówki mimo, że często o obskurnym wyglądzie, były jednak urzędami, miały wspaniały i historyczny logotyp, każdej z góry nad wejściem strzegł dumny Orzeł Biały. Teraz mamy placówki wyremontowane najniższym możliwym nakładem, żaluzje pozostały stare, kurzące się, Orzeł znikł a logotyp zostąpiono nowym niewiadomo czym, pewnie za niemałe pieniądze, ale przecież nie własne.
W mojej placówce logotyp zawisł nie nad tymi drzwiami, tzn. zawisł ale nad tymi, które miały być stale zamknięte, myląc ciągle przybywających klientów. Co więcej, muszę zaznaczyć, iż zamieniono lokal na mniejszy, kartkę z informacją wywieszając dopiero po jakimś czasie. Obecny lokal ma mniej okienek (dwa), zdecydowanie mniej miejsca na oczekiwanie, wszyscy stoją w korytarzu wejściowo-wyjściowym, którego szerokość budzi moje zdecydowane wątpliwości jeśli chodzi o ochronę przeciwpożarową…
No dobrze, przychodzę po 17:00 i czekam grzecznie w kolejce po odbiór kolejnego listu, tym razem może to PIT. Stoję, co jakiś czas oglądam zdziwione twarze dołączających do rosnącej kolejki, musimy wszyscy kolejno stawać bokiem, by osoby wychodzące, także bokiem, miały szanse opuścić placówkę; matka z wózkiem to już problem. Ze ścian reklamy zachęcają oczekujących do różnych usług finansowych, o przedziwnych i mocno nieatrakcyjnych warunkach, w najbliższym banku dostaniemy 3 razy lepszą ofertę na dowód, do załatwienia w 15 minut.
Po 10 minutach orientuję się, że nikt nie wychodził, szybkie rozpoznanie daje wiedzę, że panie poszukują listu, którego nie mogą znaleźć a gość przy ladzie czeka. Po kolejnych 5 minutach widać, że panie szukają ponownie w tych samych szufladach i koszykach, postępów brak, ale pada magiczne pytanie, słyszane nie po raz pierwszy: napewno Pan nie odbierał?
To pytanie może byłoby zasadne, gdyby nie fakt, że Poczta Polska przechodziła tzw. komputeryzację. Tym samym, sympatyczna pani Zosia jest w stanie — przynajmniej potencjalnie — stwierdzić gdzie w tym momencie jest, bądź powinna być poszukiwana przesyłka. Widać nie daje, gdyż ów pytanie słyszałem niejednokrotnie. Komputeryzacja Poczty Polskiej to też zagadkowe pojęcie (i pewnie nie tanie), bo za każdym razem miłe panie wklepują wszystko do komputera a potem łapią długopis, by te same dane nanieść na papier… Innymi słowy, dzięki tzw. komputeryzacji wszystkie procesy na poczcie trwają dwa razy dłużej. Ostatecznie udaje się pana namówić na przyjście następnego dnia (w promocji: rano) oraz wyprosić numer telefonu, jeśli udałoby się list znaleźć wcześniej. Dzięki donośnemu głosowi pani Zosi, powtarzającej kolejne cyfry podawanego numeru telefonu, cała kolejka zna godność i numer telefonu zirytowanego i odchodzącego z kwitkiem jegomościa.
W końcu po kolejnych minutach oczekiwania udaje się dostać do lady. Awizo i dowód osobisty w dłoń, radnosne dzień dobry a miła pani bez słowa znika na zapleczu… Po paru minutach się pojawia, więc znowu pada moje dzień dobry, tym razem słyszę odpowiedź, ale na tym się kończy. Pani coś przelicza, pisze, przekopuje listy, coś przekłada, po jakimś czasie słyszę drugie dzień dobry i pani w końcu odbiera ode mnie awizo i dowód. Mimo różnych segregacji odnalezienie listu trwa, nagle eureka i pada kolejne magiczne stwierdzenie wywołujące dyskusję:
— Ale to jest z dziś! — zauważa pani.
— Tak, z dziś. — potwierdzam.
— A to nie.
— Przepraszam, co nie? — pytam mocno zdziwiony.
— To proszę przyjść jutro.
— Ale dlaczego?
— No bo to jest z dziś.
— No i co? Przecież na zawiadomieniu jest informacja, że po 17:00 można odebrać.
— No ale nie ma. — pani kłamie w najlepsze.
Moja wyobraźnia podsuwa mi obrazy: nie mam pana płaszcza i co mi pan zrobisz? Już mi się ciśnienie subtelnie podnosi, bo wiem, że pani kłamie i wiem też w czym rzecz. Mianowicie przesyłki wracają przed 17:00, ale nie ma kto ich posegregować…
— Wiem, że ta przesyłka tu jest i proszę mi ją wydać. Jest po 17:00, jestem zgodnie z zapisaną dyspozycją. Nie mam czasu tu codziennie przychodzić.
— Ale listonosze źle piszą. — pani idzie w zaparte.
— Co źle piszą? Przecież na tej kartce jest odbita pieczątka, z informacją o godzinach, którą macie od lat, to nie listonosz pisał! Przed przeprowadzką placówki nie było problemu z odbieraniem po 17:00, teraz jest. Proszę mi wydać list.
— Nie ma pana listu, jutro.
Odchodzę zrezygnowany i słyszę przy drugim okienku:
— A kim ten pan jest dla pani? — pyta pani z okienka.
— Yyy, no chłopak, mieszkamy razem, ale mamy różne nazwiska.
— Konkubent znaczy się — pada moje ulubione polskie słowo, wywołujące dreszcz.
— Nie, chłopak. — upiera się młoda dama.
Za chwilę oczywiście wszyscy znowu słyszą nazwiska bezwstydnych osób żyjących w konkubinacie z ich dokładnym, niedalekim adresem…
Wychodzę i słyszę: dziękujemy i zapraszamy ponownie. Zmroziło mnie, co to ma być, Lidl? Ani nie było miło, zmarnowałem pół godziny, żeby wyjść z niczym i jeszcze słyszę tekst, który brzmi wręcz złośliwie.
Ta lekko sfabularyzowana historia zawiera niestety w pełni prawdziwe i powtarzające się wątki. Kadry muszą zajmować się masą dodatkowych “niepocztowych” obowiązków a na te właściwe czasu już brakuje.
Podsumowując, na Poczcie Polskiej powtarzają się historie, kiedy obsługa nie może (rejestrowanej) przesyłki znaleźć, nie wie też gdzie ona może być i czy nie została już wydana, często, mimo kolejek otwarte jest tylko jedno okienko, nie wydawane są przesyłki z tego samego dnia, komputeryzacja zamiast przyspieszyć opóźnia pracę, a o ochronie danych osobowych nawet nie ma co mówić…
Cichaczem poczta skróciła też terminy odbioru awizowanych przesyłek. Kiedyś oczekiwałem także przesyłki pod innym, nie moim adresem, gdzie nie dotarła, bo… nawet nie podjęto próby jej dostarczenia, system śledzenia przesyłek mi to wyśpiewał.
Na koniec historia lekko humorystyczna. Pewnego razu pani w okienku powiedziała mi, że z jakiś niezrozumiałych względów nie wyda mi przesyłki, poprosiłem więc o rozmowę z kierowniczką, na co pani zrobiła minę obrażonego dziecka, założyła ręce i powiedziała:
—Może pan nawet na mnie krzyczeć.
— Ale czemu miałbym na panią krzyczeć? — pytam grzecznie z uśmiechem — Ja tylko chcę rozmawiać z kierowniczką.
— Ale ja panu przesyłki nie wydam…
Plusem, który trzeba postawić po stronie Poczty Polskiej jest jej własna ochrona z zespołami konwojowymi. Jestem zdania, że podobnie jak np. Orlen, takie firmy powinny mieć swoje formacje ochronne. Tak na marginesie Orlen, swego czasu swą spółkę-córkę ochroniarską chciał sprzedać. Zapewne nie jest trudną zagadka, jakiej narodowości kapitał chciał ją zakupić i wejść na teren tej strategicznej spółki. Na szczęście udało się poprzez działania ABW transakcje zablokować. Minusem zaś, że pocztowa ochrona prawdopodobnie wykonuje także komercyjnie zadania na rzecz podmiotów zewnętrznych.
Ktoś dziś na Twitterze porównał działanie Poczty Polskiej do stacji benzynowych, to po części słuszne porównanie, przy czym tam obsługa i pobyt jakoś są szybsze, nawet mimo licznych czynności dodatkowych, które tam wykonujemy.
Ja bym jeszcze osobiście porównał Pocztę Polską do NBP. Tam jednak nikt nie handluje szerokim asortymentem dodatkowym, bo to nie to miejsce. I NBP wie jak uzyskać dodatkowy dochód, np. wypuszczając monety i banknoty okolicznościowe i kolekcjonerskie.
Poczta Polska nie powinna być podmiotem zastawionym na przynoszenie zysku za wszelką cenę. Oczywiście ceny powinny być zbilansowane, przy czym spółka powinna się nastawić na swe usługi pierwotne i podstawowe a ewentualne dodatkowe zyski czerpać z abonamentów z wydawanych znaczków i kopert, także okolicznościowych i kolekcjonerskich. Poczta Polska ma do wypełnienia pewną strategiczną misję, powinno się tylko pilnować, by nie przynosiła zbyt wielkich strat a nie gonić za zyskiem za wszelką cenę.
I już całkiem na koniec, na wspomnianym Twitterze rozkręciłem dziś rozmowę na temat Poczty Polskiej. Niestety ani oficjalny profil Poczty — chwalący się sprzedażą książek — ani profil pani rzecznik nie zareagował na naszą dyskusję. Ale może za dużo oczekuję od osoby, która ma mniej niż 100 obserwowanych i obserwujących…
Tym smutnym akcentem kończę i życzę wszystkim gruntownych zmian na poczcie.